Fachowcy winią za zaistniałą sytuację bardzo szybki rozwój branży transportowej w Polsce, który spowodował, że wydłużył się czas oczekiwania na nowe ciągniki siodłowe. W tej chwili na najpopularniejsze nowe "konie" czekać trzeba nawet kilkanaście miesięcy. - Dla wielu przewoźników jest to perspektywa nie do zaakceptowania ze względu na zawarte już kontrakty - wyjaśnia Marcin Kardas z działu badań rynku EurotaxGlass's Polska. - Stąd ich zainteresowanie kieruje się na samochody używane, dostępne niemal od ręki. Jednak i tu powstał problem. W obliczu koniunktury na przewozy floty eksploatowane w Europie Zachodniej, skąd pochodzi zdecydowana większość używanych ciężarówek oferowanych na rynku polskim, nie wymieniają samochodów. Ich deficyt, w połączeniu z rosnącym popytem, doprowadził do gwałtownego wzrostu wartości pojazdów.

Najbardziej podrożały ciągniki spełniające normę Euro 3, które są szczególnie poszukiwane na rynku wtórnym. Wzrosty cen nie ominęły jednak żadnej z grup wiekowych. Co ciekawe popyt jest tak ogromny, że dwuletnie ciężarówki wycenia się na poziomie nowych pojazdów. Według Eurotaksu ciągniki siodłowe z lat 2001-2005 podrożały od 5 do 9 tys. euro, co daje średnią około 20 procent. Wśród nich najbardziej do góry poszły wyprodukowane w 2003 roku, których wartość wzrosła w ciągu roku średnio o 24,3 proc. Stało się tak, mimo że pojazdy te postarzały się o rok i zwiększył się ich przebieg. Zdaniem Marcina Kardasa podobna sytuacja miała już miejsce w Polsce po wstąpieniu do Unii.

- W najbliższej przyszłości nie należy spodziewać się zmiany tendencji. Dopóki nie skrócą się okresy oczekiwania na nowe samochody, a na to się nie zanosi, używane ciężarówki nie będą tanieć.